Lepszego prezentu na stulecie istnienia nie mogli sobie wymarzyć. Drużyna Rakowa Częstochowa wróciła z Lublina z Pucharem Polski, tym samym, na który pracuje cały piłkarski kraj.

To było najlepsze podsumowanie pracy, jaką czerwono-niebiescy wykonali przez ostatni czas. Mimo, że bez domowego boiska, systematycznie pięli się w górę i udowodnili, że klub, który parę lat temu tylko marzył o grze w Ekstraklasie, teraz nie tylko występuje w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale potrafi też dojść na szczyt tabeli i skutecznie stawiać się doświadczonym na tym polu rywalom.
Ale to nie laury Ekstraklasy, a właśnie Puchar Polski jest tym, którego brakowało w czerwono-niebieskiej historii. Jak dotąd największym sukcesem w tych rozgrywkach był dla Rakowa finał w 1967 roku, w czasie którego mierzył się z Wisłą Kraków, z którą ostatecznie przegrał 0:2 w dogrywce.
Pierwsza bramka w czasie spotkania w Lublinie zmroziła krew w żyłach częstochowian – to Mateusz Żebrowski jest autorem pierwszego gola, po którym Raków długo szukał sposobu na odwet. Ale wystarczyło ostatnie dziesięć minut, by czerwono-niebiescy przekuli swoje starania w celne strzały. Ivi Lopez zremisował, a David Tijanić przypieczętował zwycięstwo w 82. minucie.
Wielki triumf Rakowa i kolejna, ważna data w historii klubu stała się faktem. Dziś w stronę klubu z Częstochowy zwrócone są oczy całej Polski.
Raków Częstochowa: Dominik Holec – Kamil Piątkowski, Andrzej Niewulis, Zoran Arsenic (80. Petr Schwarz) – Fran Tudor, Igor Sapała (46. Marko Poletanovic), Ben Lederman (85. Daniel Szelągowski), Ivan Lopez, Marcin Cebula (80. David Tijanic), Patryk Kun – Vladislavs Gutkovskis (68. Jakub Arak). Trener: Marek Papszun.
Arka Gdynia: Kacper Krzepisz – Fabian Hiszpański (58. Artur Siemaszko), Arkadiusz Kasperkiewicz, Michał Marcjanik, Haris Memic, Luis Valcarce (58. Kacper Skóra) – Adam Deja, Juliusz Letniowski (46. Marcus Vinicius), Adam Danch, Mateusz Żebrowski (80. Paweł Sasin) – Maciej Rosołek. Trener: Dariusz Marzec.
Żółte kartki: Kasperkiewicz, Marcus Vinícius (Arka).
Sędzia: Paweł Gil (Lublin). Mecz bez udziału publiczności.